Zagubiony.
Dwa lata po premierze, w moim odczuciu, słabego „Sponsoringu”,
Szumowska powraca z nowym obrazem. Znowu uderza w tabu. Ksiądz homoseksualista.
Temat wydawałoby się dający ogromne pole do popisu i wokół, którego wydaję się
można by zbudować ciekawą fabułę. Właśnie, można by…
Otwierającą sceną reżyserka przenosi nas na mazurski
zaścianek i w dość bolesny sposób daje do zrozumienia, z jakim środowiskiem
będziemy mieć do czynienia. Ognisko dla chłopców z poprawczaków, które do
spółki z Michałem (Łukasz Simlat) prowadzi nasz bohater – ksiądz Adam (Andrzej
Chyra). Od początku nie bardzo wiemy, kiedy, skąd i dlaczego nasz bohater
znalazł się wśród plujących wokół, młodych degeneratów – smakoszy tanich piw z
miejscowego sklepu Niagara. Od początku natomiast widzimy, że Adam absolutnie
tam nie pasuje. Chodzi w markowych ciuchach, jest światowy, regularnie biega w
białych słuchawkach, lecz nadzwyczaj dobrze radzi sobie z trudną młodzieżą. Na
początku akcja toczy się w ślimaczym tempie, póki na ekranie nie pojawia się
postać zagadkowego podopiecznego księdza – Dyni (Mateusz Kościukiewicz). Historia
nabiera tempa, lecz na próżno szukać hollywoodzkich zwrotów akcji. Z czasem
lepiej poznajemy tajemnice księdza Adama i problemy, z jakimi się boryka.
Na wyrazy uznania bez wątpienia zasługuje Andrzej Chyra, po
raz kolejny prezentujący kawał solidnego aktorskiego rzemiosła, za które został
wyróżniony Złotym Lwem. Podczas kulminacyjnej sceny rozmowy z siostrą, gra na
emocjach i na długo zapada w pamięć. Całość odbiera się przyjemnie, dzięki
zręcznym kadrom Michała Englerta i gitarowym nutom przygotowanym przez Pawła
Mykietyna.
Wielkie brawa za kolejny polski film bez tabu i bez
przemilczeń. Film został doceniony na tegorocznym Berlinae oraz otrzymał aż 6
gdyńskich Złotych Lwów. Moim zdaniem „W imię” nie jest dziełem wybitnym,
aczkolwiek warto zatrzymać się nad historią zagubionego Adama, historią o
niemożności ukrycia prawdziwego „ja” przed środowiskiem i przed samym sobą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz