Eviva l’arte !
Film kręci się wokół prostej historii dwóch braci – Amerykanów, przebywających w Bangkoku. Juliana (po raz kolejny niezawodny w rolach „trudnych” facetów Ryan Gosling) i Billy'ego. Obaj prowadzą do spółki nieczyste interesy na tajlandzkiej ziemi. Po serii wybryków Billy zostaje zamordowany, a na skrytym i zagubionym Julianie spocznie obowiązek zemsty na sprawcach mordu na Billy'm, który nałoży na niego matka – niezapomniana kreacja Kristin Scott Thomas.
Nowy obraz Nicolasa Windinga Refna podzielił widownię. Część nie
jest w stanie znaleźć absolutnie nic dla siebie, a film uważają za absolutnie
bezwartościowy. Część zachwycona jest psychodeliczną, cieszącą oko nową
wariacją twórcy głośnego Drive. Mnie film zdecydowanie przekonuje.
Film kręci się wokół prostej historii dwóch braci – Amerykanów, przebywających w Bangkoku. Juliana (po raz kolejny niezawodny w rolach „trudnych” facetów Ryan Gosling) i Billy'ego. Obaj prowadzą do spółki nieczyste interesy na tajlandzkiej ziemi. Po serii wybryków Billy zostaje zamordowany, a na skrytym i zagubionym Julianie spocznie obowiązek zemsty na sprawcach mordu na Billy'm, który nałoży na niego matka – niezapomniana kreacja Kristin Scott Thomas.
Lecz nie historia jest tu najważniejsza. Najważniejsze są postaci, a raczej archetypy, które reprezentują. Mamy Juliana – młodego zagubionego mężczyznę, nękanego przez rządną zemsty matkę. Oprócz zwariowanej relacji z despotyczną matką, Julian prezentuje dość nietypowy i nie do końca jasno zarysowany stosunek do kobiet. Kolejną zapadająca w pamięć kreacją jest postać komendanta policji, mistrzowsko zaprezentowana przez Vithay'a Pansringarma. Anioł zemsty, uosobienie i obrońca krwawej i bezwzględnej sprawiedliwości, a przy tym zapalony solista i miłośnik rodzimych szlagierów. Właśnie z nim przyjdzie zmierzyć się głównemu bohaterowi, tocząc na pięści bój o honor rodziny, o honor mężczyzny.
Przeciwnicy nowego filmu Refna twierdzą, że fabuła nie jest spójna. Że sceny
są przydługie, a dialogi płytkie. Że główny bohater jest „jakiś taki nijaki”.
Moim zdaniem wszystkie te zarzuty można obrócić w smaczki dodające filmowi
uroku i wyjątkowości. W momentach, gdy w przewodniej historii nie dzieje się
zbyt wiele, oko cieszą kapitalne zdjęcia Larry'ego Smitha okraszone energiczną muzyką, przygotowaną
przez Cliffa Martineza. Refn bez wątpienia czerpie tutaj dość swobodnie z
twórczości Lyncha z całkiem udanym skutkiem, gdyż nie do końca
jasne związki przyczynowo-skutkowe nie męczą, a obecność bohaterów w kilku
miejscach na raz wcale nie dziwi.
W moim odczuciu Gosling wykreował niezapomniany portret zagubionego faceta, który nie jest w stanie sprostać postawionym mu wymaganiom. Po raz kolejny, Refn porusza kwestię męskości. Kwestię honoru i próby sprostania wymaganiom stawianym bohaterowi przez środowisko, do którego nie do końca pasuje.
Podobno Jodorowsky, któremu Refn zadedykował Tylko Bóg wybacza na premierze w Cannes, powiedział do Refna by zrobił film, jaki jemu samemu będzie się podobał. Bez wątpienia Refn wziął sobie do serca poradę mistrza i nie przywiązał większej wagi do przystępności dzieła dla szerokiej publiczności. Mnie jednak film absolutnie zaczarował i bez wątpienia do niego wrócę, podobnie jak do wspomnianego wcześniej Drive, a przewrotne „Wanna fight?” dołączy do listy moich ulubionych filmowych momentów.
W moim odczuciu Gosling wykreował niezapomniany portret zagubionego faceta, który nie jest w stanie sprostać postawionym mu wymaganiom. Po raz kolejny, Refn porusza kwestię męskości. Kwestię honoru i próby sprostania wymaganiom stawianym bohaterowi przez środowisko, do którego nie do końca pasuje.
Podobno Jodorowsky, któremu Refn zadedykował Tylko Bóg wybacza na premierze w Cannes, powiedział do Refna by zrobił film, jaki jemu samemu będzie się podobał. Bez wątpienia Refn wziął sobie do serca poradę mistrza i nie przywiązał większej wagi do przystępności dzieła dla szerokiej publiczności. Mnie jednak film absolutnie zaczarował i bez wątpienia do niego wrócę, podobnie jak do wspomnianego wcześniej Drive, a przewrotne „Wanna fight?” dołączy do listy moich ulubionych filmowych momentów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz